Ania Dąbrowska Najlepsze Piosenki ★ Ania Dąbrowska Największe Przeboje ★ Ania Dąbrowska 2023----- ★★ ★★ -----Jesteśmy firmą zajmującą się twor8 kwietnia w Poznaniu odbyły się dwa koncerty Ani Dąbrowskiej z zespołem promujące jej ostatni album „Dla naiwnych marzycieli”. Wybrałem się na drugi z nich, z którego prezentuję poniższą relację, czyli pokrótce o tym, „Jak występ z utworami o złamanych sercach zamienił się w gorącą imprezę”. Ania podjęła się niecodziennego wyzwania (a może po prostu zadania?) godząc się na dwa koncerty w poznańskim klubie B17 grane pod rząd w trakcie jednego wieczoru. Pojawiło się wielu przeciwników tego pomysłu, bo „czy to nie jest kpina, a drugi koncert, który faktycznie miał być tym pierwszym nie straci na jakości?”. Posypało się sporo zarzutów, więc do dyskusji włączyli się organizatorzy, który zapewnili o profesjonalności zespołu piosenkarki, rozważnych decyzjach i wychodzeniu na przeciw wszystkim chcącym zobaczyć Anię na scenie. Przypomniało mi to sytuację opisaną przez Leszka Gnoińskiego w „Republice”, kiedy toruński zespół zagrał dwa koncerty w miejscach oddalonych od siebie o dwieście sześćdziesiąt kilometrów (w Tomaszowie Mazowieckim i Poznaniu). I zrobił to dobrze. Czy podróż Ani, z garderoby na scenę, mogła zakończyć się farsą? „Jaka zmęczona? Przecież nie będzie pracowała fizycznie!” – zaczęło się podpadanie ze skrajności w skrajność. „Ania grała kiedyś dwa dni koncerty pod rząd i daje radę” – poświadczył nawet jeden z fanów. Dla wokalistki wyzwaniem mogło więc okazać się zmierzenie z tą częścią publiki, która nie pozostawiła na podjętej decyzji suchej nitki. Summa summarum – nic nie przeszkodziło w ogromnym popycie na oba koncerty. Klub był zapełniony do maksimum. Orientację gubiło się już przy samym wejściu do niego, a to ze względu na specyficzne rozstawienie sceny w hali. „Jak się bawi moja prawica?” – pytała później Ania – „Nie widzę was, bo tu w ogóle nie ma światła”. Mimo to, trzeba przyznać – pełna sala kołysząca się do subtelnej, ale kiedy trzeba było to ostrej gitary Roberta Cichego, to świetny widok nawet i z boku sceny. Ale warto zacząć od początku. A może inaczej – warto poświęcić trochę miejsca w tej relacji na początek koncertu, bo to on nadał smaku całemu wydarzeniu, co nie często zdarza się już przy intro występów. Swoją świetną solówkę na trąbce odegrał Łukasz Korybalski. Kto nie uwielbia surowego brzmienia wydawanego przez ten instrument? Muzyk zaprosił na całość w bardzo retro stylu i tak, że od razu miało się ochotę na więcej. Do rozkołysanych słuchaczy dołączyła Ania z chórkiem i to z ogromnym rozmachem, bo zaczynając od piosenki „W głowie”. Utwór z artystką nośnie odśpiewała cała sala. Na albumie Ania rozprawia się z brutalną rzeczywistością, a na występie otwiera najlepsze wino i częstuje nim publiczność. Jeżeli ktokolwiek tak jak ja miał obawy, że być może koncert Ani Dąbrowskiej będzie wyprawą przez emocjonalne doły to rozwieje te przeczucia mają styczność z muzyką naiwnej marzycielki na żywo. Muzyką właśnie Ania rozgrzewa publiczność do czerwoności, powoduje rozruch wśród widowni i tym samym zaprasza do tańca. Pobudzające bodźcie płyną ze sceny – i tu muzycy świetnie radzą sobie z umiarkowanym eklektyzmem – jeżeli nie jest wolniej to zostajemy zaskoczeni funky brzmieniem czy ostrzejszymi riffami (wpisującymi się w delikatną całość). Słuchaczy emocjonalnie rozładowuje również dobór materiału, gdzie na każdą ze starszych piosenek, wszyscy jednogłośnie reagują cichnącym powoli „Oooo”. Co urzekło mnie na tym koncercie najbardziej, to, poza żwawo reagującą publicznością, klimat jaki niosła ze sobą muzyka. Chociaż z oczywistych względów oba te czynniki łączą się ze sobą, a ten pierwszy nie występowałby bez drugiego. Brzmienie prezentowane przez zespół wydawało się bardzo wyważone. W jednym z numerów wyraźnie dochodziły nas mocne dźwięki basu obsadzonego przez Jacka Szafrańca, a w kolejnym prowadził nas kojący wydźwięk saksofonu Marcina Gańko. Całości towarzyszył chórek sióstr Melosik. Wszystko to złożyło się na oryginalny (w stosunku do występów, które widziałem do tamtej pory) klimat wydarzenia. Nie wiem czy to sam materiał, czy jego odpowiedni dobór powodują, że na koncercie Dąbrowskiej rozkręca się naprawdę niezła potańcówka – potańcówka w bardzo wysmakowanym stylu. Nie słucham Ani na co dzień – nigdy też nie miałem okazji posłuchać jej na żywo. Może to sprawiło, że poznański koncert w B17 był dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Naturalne, że nikt na występie o 20 nie poczuł się jak na drugim koncercie- wokalistka świetnie dała sobie radę. Myślę, że dla każdego kto wybierze się na jej koncert, ten będzie poświadczeniem już długo trwającego fenomenu artystki jaką jest Ania Dąbrowska. Ja poszedłem na ten koncert z ciekawości. I nie żałuję, bo zobaczyłem i usłyszałem coś, czego nie doświadczyłem jeszcze do tamtej pory. Tracklista koncertu: W głowie Nie patrzę Gdy nic nie muszę Musisz wierzyć Trudno mi się przyznać Batumi – autorski utwór sióstr Melosik W spodniach czy w sukience Czekam Dreszcze Jeszcze ten jeden raz Bang Bang Bawię się świetnie Charlie Charlie Nieprawda Poskładaj mnie Nigdy więcej nie tańcz ze mną Dreszcze Był czas kiedy Ania Dąbrowska upodobała sobie dość niemodne brzmienia. Był to czas płyty "W spodniach czy w sukience", którą promował m.in. okraszony urokliwymi chórkami singel "Nigdy więcej nie tańcz ze mną". - W trakcie nagrań okazało się, że pociąga mnie wiele odcieni retro-stylu - tłumaczyła Ania Dąbrowska. Aniu, powiedz coś o swoich muzycznych korzeniach – jak to się zaczęło że zainteresowałaś się muzyką, śpiewaniem?To wynikło jakoś naturalnie, ze względu na moje wrodzone uzdolnienia. A potem je po prostu pamiętasz jakieś przełomowe zdarzenia w tym temacie? Na przykład gdy usłyszałaś jakąś piosenkę, która wywróciła ci wszystko do góry nogami?Nie, ja w ogóle nigdy nie byłam osłuchana... Wychowałam się na tym, co leciało w MTV i w radiu... Wiesz, lata dziewięćdziesiąte...No to chyba jak wszyscy z tego pokolenia...Co więcej, nie miałam nawet potrzeby poszukiwania innej muzyki, co dziś wydaje się kompletną bzdurą. Dopiero teraz zaczęłam szerzej zgłębiać już dosyć gdy po raz tysięczny pytają cię o program "Idol"? Drażni cię ten temat?A wcale nie, nie mam tak. powtarzane są odcinki "Idola" z twoim udziałem. Zerkasz na ekran telewizora?Nie. Ja nienawidzę oglądać siebie w telewizji i unikam jakichkolwiek możliwości tego typu. Wstydzę się za siebie, widzę wszystkie niedociągnięcia, widzę czego jeszcze nie jak z perspektywy czasu oceniasz swój występ tam?Jako świetne wakacje! Nigdy nie byłam na koloniach, mieszkałam w małym mieście... A tu przyjechałam do Warszawy i mieszkałam sobie w pięciogwiazdkowym hotelu, przytyłam pięć kilo wtedy, bo było świetne jedzenie. Nawet jak odpadłam to tam jeszcze mieszkałam, bo był straszny bałagan w tej telewizji, że nie wiedzieli kto odpadł, a kto został. Więc było całkiem od strony doświadczeń życiowych. A jako wokalistka, poczyniłaś wówczas jakieś postępy?Myślę, że nie... Ja nigdy nie traktowałam śpiewania jako poważnej rzeczy. To był tylko jeden z elementów przygody...A może cenne uwagi jurorów ci coś dały?Zupełnie tak tego nie postrzegałam. Chyba byłam wtedy zbyt młoda i bez żadnej oceny podchodziłam do rzeczywistości, która się po prostu... działa. Ja od dziecka jestem zdystansowana i trochę wycofana, reaguję na zdarzenia z opóźnionym zapłonem...Chichoczesz czasem złośliwie pod adresem tych, którzy zajęli wyższe miejsce w pierwszej edycji "Idola"? Przecież to ty zrobiłaś największą karierę z całej stawki chichot? Ależ skąd! Wręcz przeciwnie – ja się z nimi zespoliłam bardzo, kibicowałam im. Poza tym nie przejawiałam się jako ktoś, kto porwie tłumy, bo miałam takie zachowania w dupie. Nie umiem kłamać, nie wychodzi mi to za bardzo... Dlatego mój sukces był dla mnie i mojej wytwórni zaskoczeniem – raczej celowaliśmy w niszę, niż triumf komercyjny. Liczyłam, że będę działać w nadal jesteś taką artystką funkcjonującą gdzieś na pograniczu – parafrazując Nosowską: "zbyt alternatywna dla mainstreamu, zbyt mainstreamowa dla alternatywy"...Ja zauważam pewną prawidłowość: twoje miejsce na rynku, liczba sprzedanych płyt i wszystko co się dzieje z twoją karierą – odzwierciedla twoją osobowość. twoje rozterki, dylematy. Tak jest w moim przypadku. Wychowałam się na popowych piosenkach i mój mózg reaguje głównie na melodię...To tak jak mój!No widzisz. A z drugiej strony jest we mnie taka część poszukująca czegoś ambitniejszego. I tak to się objawia – że nie przynależę do żadnej szufladki. Nigdy nie będę taką gwiazdą jak Feel czy Doda, których łykają wszyscy. A jednocześnie w oczach alternatywnego słuchacza to co robię to będą "popowe piosenki". Ale podoba mi się to moje miejsce, lubię je, spoko. Mogę chodzić po ulicach i ludzie mnie nie rozpoznają...Oj już tam nie rozpoznają, bez przesady...Tak, tak. Ostatnio usłyszałam jak w TVN24 podali że zatrzymano Annę Dąbrowską za posiadanie narkotyków. W ogóle wiesz, w Łodzi policja mnie zatrzymała, podczas gdy ja jestem na jakiejś sesji zdjęciowej i naglę dostaję telefon od mamy: "Aniu, co ty tam robisz w tej Łodzi i co ty masz wspólnego z narkotykami!". Zdałam sobie sprawę, że nie jestem aż tak rozpoznawalna i właśnie to mi odpowiada. Mam prywatne życie dla siebie. Bardzo to że twoja nowa płyta W spodniach czy w sukience jest inna od dwóch poprzednich, czy podobna do nich?Jest inna – bardziej zróżnicowana, i klimatycznie, i tekstowo, i rytmicznie. Ja trochę miałam dość swojego wizerunku medialnego takiej smutnej dziewczyny śpiewającej o miłości...Ale czekaj, nadal przez ten album przewija się motyw jakiegoś niespełnienia, braku, tęsknoty, melancholii... Czy to jakoś cię odzwierciedla? Bo przecież żadna tajemnica, że jesteś osobą ustabilizowaną widzisz historię człowieka, widzisz że jest szczęśliwy, a jego wewnętrzne rozterki nie są widoczne. I chociaż nie chcę, żeby mnie ludzie postrzegali przez pryzmat moich problemów, to chyba jeszcze nie umiem pisać wesołych piosenek. Może kiedyś to się uda. Zresztą głównie takich słucham – wolę molowe właśnie. Opowiedz o swoich głównych inspiracjach. Mi się to retro kojarzy z balladami lat to jest właśnie dla mnie najlepsza stylistyka, niestety...Dlaczego niestety?Bo to już było! I nie mogę tego stworzyć na nowo, chociaż całe życie dążyłam do tworzenia w dokładnie takiej postacie?Wokalnie to na pewno Otis Redding, Marvin Gaye, Al Green. Autorsko – Bacharach i David. Pierwsze dwie płyty Santany też są genialne...Nie myślałaś żeby kiedyś wyjść poza schemat stonowanych, kameralnych piosenek i nagrać coś szalonego, z kompletnie innej bajki?Nawet przy tej płycie miałam takie plany, żeby nagrać ją z zespołem, na żywo. Ale wiesz, to wymaga zaangażowania w projekt ludzi, którzy czują tak jak ja. A to jest trudne. Trzeba bardzo długo ze sobą grać. Jak zespół na koniec: lubisz komedie romantyczne?Jak są dobre, to lubię. A czemu?W każdej komedii romantycznej jest taki moment na serio, chwila kryzysu między bohaterami. Oboje przeżywają w samotności, są pokazywani osobno – na przykład ona płacze przy oknie, on moknie na przystanku i tym podobne... I wtedy pojawia się pieśń, która stanowi taki meta-komentarz do tej sceny. Sądzę, że każdy z utworów na W spodniach czy w sukience idealnie by tę rolę świetnie matko... [śmiech] No ale może to jest właśnie moje wielkie osiągnięcie. [śmiech](PULP, 2008)
Nie znajde Cię już, dokąd mogłeś pójść? / Nie powiem Ci znów, jak bardzo nie ma Cię tu / Nie mieliśmy szans, to nie mogło trwać / Nie miało być nas, nikt nie lubi, gdy kończy się